Szok. Drugi pilot samolotu pasażerskiego niemieckich linii lotniczych,
lecącego z Barcelony do Dusseldorfu, zabarykadował się w kokpicie i
świadomie rozbił go we francuskich Alpach!
Stu czterdziestu czterech pasażerów zajmując rankiem 24 marca 2015 roku
miejsca w airbusie A320 powierzyło swój los w ręce dobrze wyszkolonych i
wzbudzających zaufanie sześciu członków załogi. Niestety, dla
wszystkich lot 4U 9525 okazał się dramatycznym końcem życia. Owszem,
niejednemu z nich mogła przemknąć myśl o tym, jak wiele czynników w tej
podróży może zawieść, ale do głowy by im nie przyszło, że śmierć
przyjdzie ze strony pilota. Przecież to najmocniejsze ogniwo w całym
łańcuchu pasażerskiego poczucia bezpieczeństwa. Nieważne z jakich
powodów tak zrobił. Zaufali mu, a on powiózł ich ze sobą prosto
na skały.
Biblia niejednokrotnie mówi o naszym życiu jako o swoistej, krótkiej
podróży, której celem jest żywot wieczny. W czyje ręce powierzyliśmy
swój los na tę drogę? Księdza? Prezydenta? Jakiegoś lidera, żeby nie
powiedzieć - demagoga? A może wystarcza nam zaufanie do samego siebie?
Bywa nawet, że samo wykształcenie, wysoka pozycja społeczna, czy też
pieniądze - dla niejednego człowieka stają się źródłem poczucia
bezpieczeństwa. W dobrym nastroju wyrusza i odbywa życiową podróż z
przekonaniem, że dotrze do celu. Tymczasem Biblia mówi: Niejedna droga zda się człowiekowi prosta, lecz w końcu prowadzi do śmierci [Prz 14,12]. Wzbudzający nasze zaufanie ludzie, możliwości i środki, mogą niestety okazać się tragicznie zawodne.
Tak mówi Pan: Przeklęty mąż, który na człowieku polega i z ciała czyni swoje oparcie, a od Pana odwraca się jego serce!
[Jr 17,5]. Nawet na zwykłej drodze mądry kierowca stosuje zasadę
ograniczonego zaufania. W każdej chwili bowiem ktoś lub coś może w ruchu
drogowym zawieść. Tym bardziej nie ufajmy ślepo w sprawach wiecznego
zbawienia. Niech nam tu nie wystarcza, że ktoś założy sutannę czy ładny
garnitur albo, że często występuje w telewizji. To czy nasze doczesne
życie zakończy się dla nas przejściem do życia wiecznego, czy na wieczne
potępienie jest przecież sprawą wagi najwyższej! Upewnijmy się, komu
ufamy.
Wstrząśnięty prawdą o tym, jak stu czterdziestu dziewięciu ludzi w
miniony wtorek zawiodło się na człowieku, który wzbudzał zaufanie, całym
sercem zwracam się ku Bogu i błagam: W sprawach zbawienia swojej
własnej duszy ufajmy wyłącznie i bezpośrednio samemu Zbawicielowi,
Jezusowi Chrystusowi. Do głowy ciśnie mi się znany mi od dzieciństwa
stary hymn chrześcijański:
Jezus zawieść mnie nie może, bo On dla mnie skarbem jest
Droższym, niźli myśleć mogłem, bo któż jak On wiernym jest
Im poznaję lepiej Jego, tym wierniejszym zda się być
I tym większy zapał czuję innych też do Niego wieść.
Jezus zawieść mnie nie może, On co śmierci wydarł mnie
On, co grzechu dług mój spłacił, dług co dręczył serce me
On też Swoją świętą, cichą obecnością pełną łask
Odkrył w pełni sercu memu Swej miłości jasny blask
Jezus zawieść mnie nie może, On znów przyjdzie, On mój Pan
W głębi serca mego czuję, że się zbliża błogi stan
Niech tam świat się z tego śmieje, nie zna on radości mej
Lecz ja wiem: mój Król jest blisko. Wkrótce przyjdzie w chwale Swej
Jezus zawieść mnie nie może. On jest wszystkim w życiu mym
Panem. Wodzem. Przyjacielem. Zbawicielem w świecie tym
On zagarnął serce moje, zawsze o mnie troszczy się
Nie, On zawieść mnie nie może. Doskonale zbawił mię!
(Śpiewnik Pielgrzyma nr 387).