Marian Biernacki
Co on o mnie myśli? – oto jest pytanie zadawane nie tylko przez
dziewczynę zainteresowaną konkretnym chłopakiem, ale także nurtujące
ludzi w wielu innych okolicznościach i sytuacjach.
Zazwyczaj nie jest nam obojętne to, co ludzie o nas myślą.
Pytamy, słuchamy, reagujemy, odpieramy ataki, wyjaśniamy, dziękujemy za
miłe słowa. Obchodzi nas nawet to, co myślą o nas nasi przeciwnicy.
Jednakże
to pytanie zdaje się być szczególnie ważne, gdy mamy na uwadze kogoś,
kogo kochamy i szanujemy. Opinię takiego człowieka wysłuchujemy z
drżeniem serca, bo często oznacza ona nasze dalsze "być, albo nie być".
Jesteśmy w stanie znieść każdą krytykę ludzi nam nieżyczliwych lub
obojętnych, byle tylko on miał o nas dobre zdanie. Już sama świadomość
tego podtrzymuje nas na duchu i pozwala nam przetrwać trudne chwile.
Mało
kto może latami cieszyć się niezmiennie dobrą opinią w swoim
środowisku. Ludzie są bowiem zazdrośni, podejrzliwi, skorumpowani,
samolubni itp., co wcześniej czy później oznacza jakiś konflikt
interesów i atak z ich strony.
Tym
bardziej prawdziwy chrześcijanin, choćby nie wiem jak starał się
prowadzić ciche i spokojne życie we wszelkiej pobożności i uczciwości,
jest narażony na rozmaite pomówienia i złośliwą krytykę. Bierze się to
po prostu z nieuświadomionej często, ale przez to wcale nie mniej
realnej, nienawiści świata do uczniów Jezusa. Żaden prawdziwy syn
światłości nie może liczyć na stałą przychylność w gronie synów
ciemności. Faktycznie, jeśli chodzi w Duchu Świętym, wcale na nią nie
liczy, a już na pewno nie jest od niej uzależniony w swoim działaniu.
Pretensje krewnych
To
chyba najbardziej powszechna, a zarazem bolesna trudność, na jaką
napotykamy. Nasi bliscy według ciała okazują się często bardzo dalecy
duchowo. Niewiele robią, aby nas podtrzymać na duchu, a względem nas
mają coraz to nowe oczekiwania. Pół biedy, jeśli nie deklarują się jako
ludzie wierzący. Wtedy przynajmniej wiadomo, że nie można liczyć na
wsparcie duchowe z ich strony. Przecież Pan zapowiedział, że wiara w
Niego poróżni nas z naszymi domownikami i krewnymi. "Nie mniemajcie, że
przyszedłem przynieść pokój na ziemię; nie przyszedłem przynieść pokój,
ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić człowieka z jego ojcem i córkę z jej
matką, i synową z jej teściową. Tak to staną się wrogami człowieka
domownicy jego" [Mt 10,34-36]. Gorzej, gdy nasi krewni twierdzą, że są
chrześcijanami. Wówczas ich nieżyczliwa krytyka i postawy roszczeniowe
dużo bardziej nas bolą. Jeżeli mają jakieś trudności – ty jesteś winien,
bo im nie pomogłeś! Jeżeli samotnie siedzą w domu – jesteś winien, bo
ich nie zaprosiłeś do siebie. Masz czegoś więcej od nich – czuj się
winny, bo się z nimi nie podzieliłeś. Pijesz kawę z przyjaciółmi – jest
im przykro, że masz czas dla innych, a nie masz czasu dla nich.
Trudno
o dobre zdanie wśród krewnych. Gdy Pana Jezusa zaczęły otaczać tłumy
ludzi chętnych, by Go posłuchać i spędzić z Nim choć trochę czasu,
krewni nie chcieli do tego towarzystwa dołączyć. Przyjęli zgoła inną
postawę. "A krewni, gdy o tym usłyszeli, przyszli, aby go pochwycić,
mówili bowiem, że odszedł od zmysłów" [Mk 3,21].
Krewni nieraz
skupią się bardziej na krytyce, podrywaniu nam opinii, naszych urojonych
obowiązkach względem nich i wszelkich innych pretensjach, niż na
wspieraniu nas i wypowiadaniu dobrych słów na nasz temat.
Co
myślą o mnie moi krewni? Lepiej nie nadstawiać ucha i nie dopytywać się o
ich opinie. Nasz Pan nie miał lepiej w relacji z krewnymi, "bo nawet
bracia jego nie wierzyli w niego" [Jn 7,5]. Boli cię nastawienie i
opinia twoich krewnych? Uważasz, że są niesprawiedliwi w stosunku do
ciebie? Spokojnie. Nie wszyscy tak myślą. Jest ktoś, kto myśli dobrze o
tobie!
Opuszczenie przez przyjaciół
Przyjaźń
– to wielka rzecz. Prawdziwa przyjaźń nie zdarza się często i każdemu.
Nawet gdy ludzie wzajemnie nazywają się przyjaciółmi, to często od
przyjaźni w jej czystej postaci dzieli ich jeszcze spory dystans.
Zawiązywanie
się przyjaźni – to piękne chwile w życiu człowieka. Zazwyczaj następuje
w przyjemnym nastroju i obfituje w miłe słowa. Częste spotkania, choćby
na chwilę, telefony, sms-y, pochwały, wspólne wyjazdy, radość wspólnie
spędzanego czasu, jednym słowem – żyć, nie umierać!
Rzeczywistość,
a raczej brutalność naszego ziemskiego losu polega jednak na tym, że
niemal tak samo często, jak przyjaźń się zawiązuje, tak też potem się
rozpada. No, może śmierć przyjaźni w całym naszym życiu zdarza się kilka
razy rzadziej, niż jej narodziny. A gdy się taka żarliwa przyjaźń
skończy, to zachodzi nam słońce i nierzadko się zaczyna ponura pora
życia.
Przyjaciele,
którzy nas opuścili – to bardzo bolesny i czuły punkt na naszej duszy.
Już sam fakt, że nie chcą dłużej spotykać się z nami, boli
niemiłosiernie, a co dopiero mówić – ich opinie na nasz temat. Boli, "bo
– jak napisał Dawid – to nie wróg mnie lży – co mógłbym znieść – nie
przeciwnik mój wynosi się nade mnie – mógłbym się przed nim ukryć – ale
ty, człowiek równy mnie, powiernik mój i przyjaciel, z którym mieliśmy
wspólne słodkie tajemnice, do domu Bożego chodziliśmy w tłumie" [Ps
55,13-15].
Rzecz w tym, że wciąż pozostaje w nas miłość do
naszych dawnych przyjaciół, pragnienie przebywania z nimi i nierzadko
tęsknota za nimi, a w tym samym czasie napotykamy na ich niechęć i
słyszymy, że opowiadają o nas zdumiewająco nieprzychylne nam rzeczy.
W
przeważającej mierze ziemscy przyjaciele – to całkiem ulotna kompania i
gdy nas zostawią, lepiej nawet nie dopytujmy się, co o nas myślą.
Pół biedy, gdy lukę po nich wypełni szybko ktoś inny. Cała bieda, gdy takie chwile przyjdzie nam przeżywać w samotności.
Trzeba
w tym miejscu powiedzieć, że nie nam pierwszym i nie nam ostatnim
zdarza się przeżywać przykrość opuszczenia przez przyjaciół. Niezależnie
od przyczyn i od tego, po której stronie leży wina, takiej traumy
doświadczali nawet najwspanialsi ludzie. "W pierwszej obronie mojej
nikogo przy mnie nie było, wszyscy mnie opuścili: niech im to nie będzie
policzone" – napisał ap. Paweł [2Tm 4,16]. "Oto nadchodzi godzina,
owszem już nadeszła, że się rozproszycie, każdy do swoich, i mnie samego
zostawicie" – zapowiedział Jezus swoim najbliższym współpracownikom [Jn
16,32].
Świadomość tego, co myślą o nas przyjaciele, którzy nas
opuścili – to wielka przykrość. Czasem jeszcze dodatkowo jest ona w nas
potęgowana przez natarczywe pytania o przyczyny, dla których ta przyjaźń
się skończyła.
Znasz gorycz zerwanych więzi i bycia opuszczonym
przez przyjaciół? Słyszysz, co o tobie teraz myślą i mówią ci, z którymi
byłeś tak blisko? Trapisz się z tego powodu? Spokojnie. Nie wszyscy cię
opuścili. Nie wszyscy zmienili zdanie na twój temat. Jest ktoś, kto
wciąż i niezmiennie myśli dobrze o tobie!
Zazdrość współpracowników
Któż
nie zna dobrodziejstwa współpracy? Na każdym niemal kroku jest nam
potrzebna. Uzupełniamy się nawzajem, wspieramy, zabezpieczamy przed
popełnieniem błędu itd. Dzięki współpracownikom stajemy się bardziej
efektywni i mniej obciążeni.
Niestety, wszędzie tam gdzie pracuje
się w grupie, dochodzi do rozmaitych napięć w relacjach międzyludzkich.
Nie wszyscy współpracownicy bowiem naprawdę współpracują. Gdy zwrócimy
im uwagę, gdy wskażemy na jakieś uchybienia – narażamy się na ich
niechęć i krytykę.
Jeszcze gorzej, gdy w opinii pracodawcy
okazujemy się pracownikami lepszymi od pozostałych, gdy jesteśmy
bardziej lubiani i słuchani, gdy dostajemy jakąś pochwałę i nagrodę, a
inni jej nie dostają… Wtedy najczęściej pojawia się zazdrość. Czasem
przybiera ona dość jawne formy, ale najczęściej jest ukryta i przez
obydwie strony chyba do końca nieuświadomiona.
Zaczynamy wówczas
słuchać, co "naprawdę" myślą o nas nasi współpracownicy. Ileż to my im
zawdzięczamy, ileż to razy nadstawiali za nas głowy, świecili oczami,
bezinteresownie wykonywali zadania, które były przecież naszym
obowiązkiem itd.
Mało tego. Zaczynamy być jakoś izolowani w
grupie. Nie wiadomo, dlaczego inni okazują się teraz być bardziej
sposobni do wykonania zadania, w którym my nigdy nie zawiedliśmy.
Co
się stało, że nasi współpracownicy tak bardzo zmienili front zachowań
względem nas? Ogarnia nas gorycz. Żadne rozmowy i wyjaśnienia nic nie
dają. Współpracownicy wzruszają ramionami, uśmiechają się i są
zdziwieni, że w ogóle coś takiego odczuwamy.
Bracia i Siostry!
Źle jest działać w osamotnieniu. Potrzebujemy towarzystwa i współpracy.
Szczególnie w pracy dla Pana winniśmy łączyć siły, aby pomnażać
rezultaty naszego trudu. Trzeba się jednak liczyć z tym, że nieraz nasi
współpracownicy nie będą o nas dobrze myśleć.
Zazdrość to wredna
zaraza. Jest niewidoczna na pierwszy rzut oka, a potrafi zatruć życie i
odebrać chęć do jakiejkolwiek współpracy. Religijni przywódcy Izraela
zazdrościli Jezusowi rosnącej popularności w narodzie. Musiało to być
widoczne gołym okiem, skoro nawet Piłat, niemający z nimi na co dzień
kontaktu, zorientował się, w czym rzecz, że tak bardzo chcą śmierci
Jezusa. "Wiedział bowiem, że z zawiści go wydali" [Mt 27,18]. Z Listów
do Koryntian wynika, że niektórzy bracia zazdrościli apostołowi Pawłowi
rezultatów służby i dlatego zaczęli podważać jego autorytet apostolski.
Tylko
nieliczni potrafią zachować się tak jak Jan Chrzciciel, który w obliczu
spadającej popularności, podjudzany subtelnie przeciwko Jezusowi,
odpowiedział: "Nie może człowiek niczego wziąć, jeśli mu nie jest dane z
nieba. […] Kto ma oblubienicę, ten jest oblubieńcem; a przyjaciel
oblubieńca, który stoi i słucha go, raduje się niezmiernie, słysząc głos
oblubieńca. Tej właśnie radości doznaję w całej pełni. On musi
wzrastać, ja zaś stawać się mniejszym" [Jn 3,27-30].
Co myślą o
tobie twoi współpracownicy? Boli cię, że czasem są tacy niesprawiedliwi w
swoich ocenach? Nie potrafisz zrozumieć, dlaczego nawet szef, który tak
cię lubił, jest teraz jakby przeciwko tobie? Przykro ci, że się tak
starałeś, a oni to zlekceważyli? Nie przejmuj się aż tak bardzo tymi
opiniami. Nie wszyscy myślą o tobie tak jak oni. Jest ktoś, kto dobrze
myśli o tobie!
Niska samoocena
Chociaż
pełno pyszałków chodzi po tym świecie i codziennie z ekranu telewizora
epatują nas fałszywą pewnością samego siebie, to jednak – gdy o nas
idzie – mam wrażenie, że często bywa odwrotnie.
Opinie krewnych,
dawnych przyjaciół, współpracowników i znajomych nie pozostają bez echa w
naszej duszy. Nasłuchamy się tego, co myślą o nas inni i w końcu sami o
sobie zaczynamy źle myśleć.
Zaczynamy sobie wyrzucać, że tak
mało czasu poświęcamy własnej rodzinie, że nie spędzamy wystarczająco
dużo czasu z krewnymi. Gryzą nas rozmaite wyrzuty sumienia z tym
związane. Po raz enty analizujemy przyczyny rozpadu naszych
wcześniejszych przyjaźni. Gotowi jesteśmy przyznać, że to my ponosimy za
to winę. Nie mniej ciążą nam trudności we współpracy z ludźmi. To
wszystko przez nas, to nasz zły charakter, to my jesteśmy tacy trudni w
relacjach i niezdolni do współpracy. Do tego dochodzi jeszcze nasza
ociężałość duchowa i brak efektów w składaniu świadectwa o Jezusie...
Czy
my w ogóle się do czegoś nadajemy? Czy komuś jesteśmy potrzebni? Czy
to, co robimy, ma jakiekolwiek znaczenie? To już nie tylko inni źle o
nas myślą. My sami też tak o sobie myślimy!
Niektórzy z nas mają
gdzieś głęboko w gardle duszący pył po upadku ostatniego bastionu
dobrego samopoczucia, jakim jest w miarę dobra ocena samego siebie.
Ludzie duchowi – wcześniej, czy później – muszą dokonać tego odkrycia.
"Wiem tedy, że nie mieszka we mnie, to jest w ciele moim, dobro; mam
bowiem zawsze dobrą wolę, ale wykonania tego, co dobre, brak; albowiem
nie czynię dobrego, które chcę, tylko złe, którego nie chcę, to czynię.
[…] Nędzny ja człowiek! Któż mnie wybawi z tego ciała śmierci?" [Rz
7,18-24]. "Ja bowiem jestem najmniejszym z apostołów i nie jestem
godzien nazywać się apostołem, gdyż prześladowałem Kościół Boży" [1Ko
15,9].
Narastająca w nas świadomość naszych słabości, błędów,
ograniczeń, ogrom naszego grzechu w obliczu świętego Boga. Jak można
wobec tego dobrze myśleć o sobie?
O.K. Rozumiem, że ktoś nosi w
sercu niską ocenę samego siebie. Ja też o sobie dobrze nie myślę. A
jednak jest ktoś, kto – pomimo tego wszystkiego co narobiliśmy i co sami
o sobie myślimy – wciąż o nas dobrze myśli!
Kilka razy w tym
rozważaniu powtórzyliśmy, że jest ktoś, kto niezależnie od negatywnych
opinii krążących na nasz temat, myśli o nas dobrze. Kto to taki?
Bóg dobrze myśli o tobie!
Kimś, kto wciąż i niezmiennie dobrze myśli o nas, jest nasz Stwórca i Ojciec w niebie!
Jak
to? Co? On nie wie, jacy jesteśmy? Czyżby wiedział na nasz temat mniej
od naszych krewnych, dawnych przyjaciół i współpracowników?
Nie o
to chodzi. On jest wszechwiedzący! "Panie, zbadałeś mnie i znasz. Ty
wiesz, kiedy siedzę i kiedy wstaję, rozumiesz myśl moją z daleka. Ty
wyznaczasz mi drogę i spoczynek, wiesz dobrze o wszystkich ścieżkach
moich. Jeszcze bowiem nie ma słowa na języku moim, a Ty, Panie, już
znasz je całe. Ogarniasz mnie z tyłu i z przodu, i kładziesz na mnie
rękę swoją. Zbyt cudowna jest dla mnie ta wiedza, zbyt wzniosła, bym ją
pojął. […] Oczy twoje widziały czyny moje, w księdze twej zapisane były
wszystkie dni przyszłe, gdy jeszcze żadnego z nich nie było" [Ps
139,1-16]. "Pan spogląda z nieba, Widzi wszystkich ludzi. Z miejsca,
gdzie przebywa, Patrzy na wszystkich mieszkańców ziemi, On, który
ukształtował serce każdego z nich, On, który uważa na wszystkie czyny
ich" [Ps 33,13-15].
Rzecz w tym, że On patrzy na nas przez
pryzmat naszego związku z Synem Bożym – Jezusem Chrystusem. Jeżeli tylko
uwierzyliśmy w Pana Jezusa – to przez wiarę zostaliśmy umieszczeni w
Jezusie Chrystusie! Ojciec miłuje Syna! Właśnie to przesądza o tym, że
Bóg dobrze o nas myśli i nic tego nie może zmienić! Żadne intrygi,
cenzurki, donosy na nic się tu nie przydadzą.
O, tak. W oczach
ludzi coś takiego może wiele zmienić, ale nie u Pana. Dopóki trwamy w
wierze w Syna Bożego, nic nas nie może zohydzić w Bożych oczach!
"Albowiem jestem tego pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie,
ani potęgi niebieskie, ani teraźniejszość, ani przyszłość, ani moce, ani
wysokość, ani głębokość, ani żadne inne stworzenie nie zdoła nas
odłączyć od miłości Bożej, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym"
[Rz 8,38-39].
Oto dlaczego św. Paweł się nie zachwiał. Oto
dlaczego nasi poprzednicy w wierze przetrwali lawinę krytyki, odrzucenie
i prześladowanie. Oni znali swoją pozycję w Chrystusie!
Bracia i
Siostry! Mamy fundament! Przy najbardziej nieprzychylnych ludzkich
opiniach na nasz temat, przy jak najbardziej niskiej ocenie samego
siebie – możemy wciąż trwać i się nie zachwiać, bo Bóg myśli o nas
dobrze!
Pan myśli o nas dobrze pomimo tego, że tak wiele razy Go
zawiedliśmy i zasmuciliśmy. Myśli o nas dobrze pomimo tego, że diabeł
każdego dnia skarży na nas, że zrobiliśmy to i tamto. Wciąż myśli o nas
dobrze, bo na prawicy Ojca siedzi nasz Zbawiciel! "Cóż tedy na to
powiemy? Jeśli Bóg za nami, któż przeciwko nam? On, który nawet własnego
Syna nie oszczędził, ale go za nas wszystkich wydał, jakżeby nie miał z
nim darować nam wszystkiego? Któż będzie oskarżał wybranych Bożych?
Przecież Bóg usprawiedliwia. Któż będzie potępiał? Jezus Chrystus, który
umarł, więcej, zmartwychwstał, który jest po prawicy Boga, Ten przecież
wstawia się za nami" [Rz 8,31-34].
Czy to rozumiecie, Przyjaciele? O wszystkim przesądza tu wiara. Wiara w Syna Bożego, Jezusa Chrystusa!
Wszyscy
w jakimś stopniu jesteśmy wrażliwi na to, co ludzie o nas myślą. Gdy
myślą o nas źle, smucimy się i staramy się to naprawić. A co się dzieje w
naszej duszy, gdy się dowiadujemy, że ktoś myśli o nas dobrze? Cieszymy
się! Nawet pozytywna opinia w oczach ludzi niemających na nasze życie
żadnego praktycznego znaczenia poprawia nam samopoczucie, a co dopiero,
gdy dobrze myśli o nas ktoś, kogo kochamy, szanujemy i od kogo zależy
nasza przyszłość?! O, gdy ktoś taki o nas dobrze myśli – to już naprawdę
jesteśmy uskrzydleni!
Celem tego rozważania jest właśnie wskazanie nam na Najwyższego i przekonanie nas, że On dobrze o nas myśli!
Przyjacielu!
Różni ludzie różnie o tobie myślą. Czasem cię to cieszy, czasem sprawia
ci wielką przykrość. Nie namawiam cię dziś, abyś ignorował to, co inni
myślą o tobie. Pragnę jednak zwrócić twoją uwagę na to, co myśli o
tobie Pan! Jeżeli nie narodziłeś się na nowo, jeżeli Jezus Chrystus nie
jest twoim Zbawicielem i Panem – to czym prędzej uwierz w Jezusa i
nawróć się do Niego z całego serca.
Dla wszystkich wierzących w
Jezusa Chrystusa mam dziś osobiste poselstwo: Bóg dobrze myśli o tobie!
Uspokój się. Odetchnij. Podnieś głowę! Błogosławiony jesteś, bo nie
ciało i krew ci to mówi, ale Duch Święty! Słowo Boże jest prawdą i
możesz mu zaufać!
Jeśli znasz pozytywne uczucie biorące się z
tego, że ludzie dobrze o tobie myślą, ciesz się, ale nie opieraj się na
tym – bo ludzkie zdanie jest zmienne.
Jeżeli zaś jesteś pełen
goryczy, bo ludzie cię źle odbierają, obmawiają, jednym słowem – źle o
tobie myślą, rozważ, oczywiście, czy nie mają racji, ale nade wszystko
zwróć uwagę na to, co Bóg myśli o tobie! I wiedz, że Bóg myśli o tobie
dobrze!
(Kwiecień 2007) Powyższy tekst został wzięty ze strony www.razemdlaewangelii.pl
Powrót do Traktatów
|