Autor: Henryk Hukisz
|
Chociaż
ogólnie historia nie należała do moich ulubionych przedmiotów w
szkole, to jednak na studiach teologicznych bardzo interesowałem się
dziejami kościoła. Chciałem jak najlepiej poznać, jakie zmiany i w jakim
czasie doprowadziły chrześcijaństwo do stanu, jaki ogólnie można było
obserwować w kościołach historycznych. |
Obraz,
jaki najczęściej spotykało się w różnych świątyniach, liturgie i
wyposażenia budynków kościelnych, w niczym nie nawiązywał do prostoty,
jaka uderza ze stron Nowego Testamentu. Czytając opisy pierwszych
dziesięcioleci chrześcijaństwa, można powiedzieć z całym przekonaniem,
że życie pierwszych chrześcijan toczyło się wokół Osoby Jezusa
Chrystusa. Wierzę, że oni na serio uznawali fakt, iż Głową Kościoła jest
Pan Jezus. Osobę Ducha Świętego traktowano tak praktycznie, że niecałe
dwie dekady od napełniania Jego mocą, zaprotokołowano pierwszą decyzję: „Postanowiliśmy bowiem, Duch Święty i my,...” (Dz.Ap. 15:28). Nawet decyzje administracyjne, jak np, kogo wysłać z misją ewangelizacyjną, podejmowano po wysłuchaniu zdania Ducha Świętego (Dz.Ap. 13:2).
Później
nastały czasy, gdy biskupi poczuli się panami kościołów. Stworzyli
podział na duchowieństwo i laików, czyli świeckich (?). Sami siebie
wynieśli na piedestały władzy, próbując swój standard życia dorównać do
możnowładców tego świata. Dlatego coraz częściej, w życiu wspólnot
chrześcijańskich, główną rolę zaczęły odgrywać pieniądze i polityka.
Utworzono ogólnoświatową stolicę kościoła, przypisując jej sukcesję
apostoła Piotra. Naród był jeszcze niewykształcony, a duchowni posiadali
wszelką wiedzę, dlatego udawało się wmawiać ludowi, że przepych bazylik
i pałaców kardynalskich jest kontynuacją życia Szymona rybaka i Jezusa,
syna cieśli.
Dopiero
średniowiecze, gdy duchowieństwo szalało bez opamiętania, zdzierając z
biedaków opłaty na odpusty dla dusz przebywającym w wymyślonym na tą
okoliczność czyścu, zaowocowało protestem Marcina Lutra.
Reformacja
wywołała tak wielki szok, że nawet papieże zaczęli zastanawiać się nad
tym, czy czasami nie odeszli za daleko od nauki Pisma Świętego. Podjęto
działania prewencyjne, aby nie dochodziło do kolejnych reformacji. W
latach 1545-1563 odbył się Sobór Trydencki, na którym powołano do życia
kontrreformację.Miała ona na celu przeciwdziałanie reformacji, przez
wprowadzanie odnowy w łonie kościoła rzymsko-katolickiego. Praktycznie,
polegała ona na utworzeniu najbardziej nienawistnej organizacji tępiącej
rodzące się kościoły protestanckie. Reformacja przywróciła nauczania o
zbawieniu z łaski, a nie przez sakramenty udzielane według woli kapłanów
rzymskich. Jezuici, zamiast utwierdzania w poprawnym wypełnianiu
katechizmu katolickiego, mordowali heretyków w ramach świętej
inkwizycji.
Na
przełomie wieków XIX i XX, przez kościoły chrześcijańskie, głównie
protestanckie, przetoczyła się fala charyzmatyczna. Wpierw na terenie
Stanów Zjednoczonych, gdzie chrześcijaństwo było bardziej biblijne niż w
Europie, jak przysłowiowe „grzyby po deszczu”, rodziły się niezależne
od kościołów historycznych społeczności, kierowane bezpośrednio przez
Ducha Świętego. Zwiastowana ewangelia, nawiązując do nauczania
apostolskiego, że „każdy bowiem, kto wzywa imienia Pańskiego, zbawiony będzie” (Rzym. 10:13), rodziła wiarę w sercach słuchaczy. Ludzie doznawali przebaczenia grzechów z łaski, a nie poprzez przynależność do kościoła.
Obecnie,
gdy przyglądam się, w jaką stronę zmierza chrześcijaństwo, mogę
powiedzieć, że dzieje się podobnie jak w pierwszych wiekach, następuje
odejście od zasadniczej linii, jaką wyznacza nauka apostolska. Mogę
nawet powiedzieć, że jest dużo gorzej, gdyż na początku ogół wiernych
nie znał treści Pisma Świętego. Obecnie, każdy posiada po kilka
egzemplarzy Biblii w kilku różnych przekładach, a do tego mamy dużo
lepszy dostęp do tekstów w językach oryginalnych.
Pomimo
tego, coraz dalej odchodzi się od wzorców biblijnych. Spotkania
wierzących przestają być zgromadzeniami, na których manifestowane są
dary Ducha Świętego, które On udziela, „rozdzielając każdemu poszczególnie, jak chce” (1 Kor. 12:11). Zamiast, jak pisze apostoł Paweł: „gdy
się schodzicie, jeden z was służy psalmem, inny nauką, inny
objawieniem, inny językami, inny ich wykładem; wszystko to niech będzie
ku zbudowaniu” (1 Kor. 14:26), ustala się programy według
najnowszych trendów w „show businessie”. Pastorzy bardziej interesują
się lokalnymi potrzebami społecznymi , aby pozyskać jak najwięcej
zwolenników, niż potrzebą zwiastowania ewangelii o pokucie i nawróceniu.
Jak
bardzo, do współczesnego kościoła, pasuje obraz zboru w Laodycei. Gdy
patrzy się na nowoczesną architekturę "mega church", sceny dla muzyków
uzbrojone w najnowszą technikę multimedialną, to można bezpośrednio
odwołać się do opinii Chrystusa – „mówisz: Bogaty jestem i
wzbogaciłem się, i niczego nie potrzebuję, a nie wiesz, żeś pożałowania
godzien nędzarz i biedak, ślepy i goły” (Obj. 3:17).
Pan
Jezus, będąc nadal Głową swojego Kościoła, który buduje od dnia
Pięćdziesiątnicy, stoi poza współczesnymi zborami. Stoi i puka z
nadzieją, że ludzie opętani współczesnymi trendami opamiętają się i Go
wpuszczą.
Aby
to mogło się stać, potrzebne jest jedno – zastosowanie się do rady,
jakiej Chrystus udzielił zborowi w Laodycei. Pan Jezus wskazał na
potrzebę powrotu do wiary, wypróbowanej w ogniu, powrotu do świętości,
jaką uzyskać można dzięki krwi Baranka, oraz mieć wzrok pomazany
olejkiem Ducha Świętego, abyśmy „wiedzieli, jaka jest nadzieja, do
której was powołał, i jakie bogactwo chwały jest udziałem świętych w
dziedzictwie jego, i jak nadzwyczajna jest wielkość mocy Jego wobec nas,
którzy wierzymy dzięki działaniu przemożnej siły jego, jaką okazał w
Chrystusie, gdy wzbudził go z martwych i posadził po prawicy swojej w
niebie” (Efez. 1:18-20).
Lecz trzeba mieć uszy, aby usłyszeć „co Duch mówi do zborów”
. Niestety, uszy wierzących są przygłuszone mocą głośników, z których
leci jazgot dźwięków najnowszych trendów muzycznych. Oczy też przygasły,
a raczej oślepły od blasku laserów bijących ze scen koncertowych.
Dlatego obawiam się, że w tym pędzie za nowoczesnością, wielu nie
usłyszy głosu „wołających na pustyni”, lecz popędzi za swoimi ulubionymi
pasterzami. Dokąd?
Quo vadis kościele?
Artykuł pochodzi z http://hukisz.blogspot.com/